W lutym pojawiły się pierwsze sensacyjne typowania: III e, III b, III c...
W III b ostrożny optymizm.
Na początku maja wszystko stało się jasne, gdy pani dyrektor ogłosiła: "Laureatami tegorocznej edycji konkursu "Klasa na szóstkę" są: III b, III c i ...III a! III e na 4.miejscu. Nagrody niebagatelne: dofinansowanie do wycieczki w kwotach odpowiednio: 1000 zł, 600 zł i 400 zł. Przygotowania do zaplanowanej na 2 i 3 czerwca wyprawy w Bieszczady ruszyły pełną parą.
Wszystko można ustalić, ale pogodą nie da się negocjować, a prognozy bezlitosne; mają być burze. Faktycznie, rankiem 2 czerwca pochmurno i jakoś tak sennie. W Dukli dosiada się do nas przewodnik - pan Paweł Tys: "Z tymi prognozami to różnie bywa." - mówi - i faktycznie, zanim dojechaliśmy do Komańczy, pojaśniało. Na miejscu zobaczyliśmy zabytkową cerkiewkę i odwiedziliśmy klasztor SS Niepokalanek - miejsce internowania przez władze komunistyczne kardynała Stefana Wyszyńskiego. Ale, jak utrzymywał przewodnik, to jeszcze nie Bieszczady, które - już w pełnym słońcu- zaczęły się wyłaniać na trasie na Przełęcz Wyżną, skąd wyruszyliśmy na Połoninę Wetlińską. Drogowskaz wieszczył półtorej godziny marszu pod górę, na szczycie której majaczyła Chatka Puchatka - maleńkie schronisko. My dotarliśmy tam w niecałą godzinę, a pan przewodnik nie mógł się nachwalić naszego zdyscyplinowania i zorganizowania. Z góry rozciągała się piękna panorama Bieszczadów - polskich i ukraińskich, gdzieś daleko bladą kreską znaczyła się zapora wodna w Solinie.
Zejście wcale nie było łatwiejsze niż wyjście, po drodze mijaliśmy kilka grup, z którymi wymieniliśmy pozdrowienia.
Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy do Polańczyka, gdzie czekał nas rejs po Jeziorze Solińskim statkiem "Tramp". No i znów zaczęły się zbierać chmury, ale pan przewodnik twierdził stanowczo: "Ominie nas", no i płynęliśmy w słońcu.
Jednak, gdy pożegnał się z nami przed schroniskiem w Myczkowie, lunęło. Nie było więc ogniska, ale były grillowane kiełbaski i dyskoteka. Poszły w ruch suszarki, prostownice i inne akcesoria, ale wszystko na nic, bo chłopaki woleli grać w "piłkarzyki"
Mimo heroicznych wysiłków naszych opiekunek, cisza nocna zapadła o 4-tej, a skończyła się o 4.10.. Śniadanie schroniskowe: bułki z dżemem i drożdżówki, sprzątanie i o 8-mej wyjazd. Spacer po zaporze wodnej w Solinie, potem godzinny pobyt w ogrodzie miniatur w Myczkowcach i wreszcie Sanok. Upalnie. Z trudem wyszliśmy na górę zamkową, gdzie mieści się muzeum ikon i galeria obrazów Zdzisława Beksińskiego. Mimo starań pani przewodniczki, z trudem skupialiśmy resztki uwagi, a większość przysiadała w okiennych wykuszach, niektórym opadały powieki. Obrazy Beksińskiego fantastyczne, groźne i tajemnicze.
Na koniec ruiny zamku "Kamieniec" w Odrzykoniu - posiadłości Aleksandra Fredry, gdzie umieścił akcję "Zemsty". Krótko, bo zbierało się na burzę, która ścigała nas całą drogę, by z impetem dopaść w Nawojowej akurat wtedy, gdy wysiadaliśmy z autobusu.
Zmoczeni, zmęczeni, ale cali i zdrowi dotarliśmy do domów.




