W dniach 11-13 października br. 51 uczniów klas III wzięło udział w wycieczce do Warszawy.
Poniedziałek, 11 października
Godzina 6.00. Szaro, zimno. Na parkingu czeka już kilka osób. O 6.15 komplet, ale nie ma .autokaru. Okazało się, że pan kierowca pomylił godziny, ale kiedy podjechał, sprawnie wsiedliśmy i za dwadzieścia siódma byliśmy już w drodze.
Przed 11-tą dojeżdżamy do Bałtowa. Brrr...Lepka mgła i przejmujący chłód nie zachęcają do spaceru po parku jurajskim. Nawet dinozaury jakieś takie bez życia. Nic, tylko stały. Brak wrażeń zrekompensowaliśmy sobie na placu zabaw (wstęp od lat 5-ciu).
Przed 16-tą docieramy do Warszawy. Spotkanie z przewodnikiem, zwiedzanie Powązek, wieczorny spacer ulicami Warszawy, chwila pod Pałacem Prezydenckim.
Tuż po 21-szej dojechaliśmy do domu rekolekcyjnego w Wesołej, gdzie nocowaliśmy. Pisać, że spaliśmy jak anioły, byłoby sporą przesadą, co mogą poświadczyć nasi opiekunowie.
Wtorek, 12 października
Pobudka teoretycznie o 8.15, ale w praktyce nikt nikogo nie musiał budzić, co radośnie oznajmiliśmy światu równo o 6-tej, ku nieskrywanemu niezadowoleniu naszych współmieszkańców z II piętra ( my zajmowaliśmy I). Ponoć naszym opiekunom było wstyd. Nie rozumieliśmy, z jakiego powodu. O 8.30 śniadanie i wyjazd.
Najpierw zwiedzanie gmachu sejmu. Onieśmielenie miejscem, w którym zapadają najważniejsze dla naszego kraju decyzje. Potem spacer po Łazienkach, zwiedzanie Starówki. Głodno, coraz głodniej.... Wreszcie o 16-tej obiad. Potem przejazd metrem i zwiedzanie muzeum Fryderyka Chopina. Dostaliśmy karty magnetyczne i 2 godziny na swobodne oglądanie i słuchanie w towarzystwie Japończyków, Włochów, Amerykanów i innych wielbicieli geniuszu naszego rodaka - wszak w Warszawie odbywał się 16. Konkurs Chopinowski.
Niektórych z nas to miejsce tak....wzruszyło, że większość czasu spędziliśmy na muzealnych sofach, poświęcając czas już to na drzemkę, już to na - nieco zbyt głośną - rozmowę. Nie wiedzieć dlaczego przy pożegnaniu panowie z ochrony wyrazili współczucie naszym opiekunom. A my tej nocy naprawdę spaliśmy snem sprawiedliwych. Szkoda, że tak krótko.
Środa, 13 października
Pobudka o...6-tej. Kto to wymyślił?! Ciemno, szaro...Brrr...Tak by się pospało, ale o 8.00 byliśmy umówieni w muzeum Powstania Warszawskiego. Niestety, z powodu porannych korków spóźniamy się pół godziny. Muzeum różniło się od tych, w których byliśmy do tej pory: huk, świst, terkotanie karabinów, odgłosy bombardowań. Przewodnicy żywo i bardzo przystępnie opowiadali nam o historii 63 dni powstańczych. Jakoś nikogo nie trzeba było dyscyplinować, wszyscy słuchali z zainteresowaniem. Na koniec 6-minutowy film w technice HD: z lotu ptaka oglądaliśmy "księżycowy" krajobraz zrujnowanej po powstaniu stolicy. Aż się nie chce wierzyć: prawie nic nie ocalało, zginęło niemal 90 % warszawiaków. Warszawa, którą odbudowano po wojnie, jest już innym miastem.
Przed 12-tą żegnamy się z panem przewodnikiem i ruszamy w drogę powrotną. Tym razem towarzyszy nam promienne słońce. Na miejsce docieramy przed 19-tą. Jak dobrze, że nazajutrz nie trzeba iść do szkoły.











